Zapomnieliśmy trochę o mikołajkowym koncercie Zbigniewa Wodeckiego. Artysta kompletny, muzyk multiinstrumentalista - o cudownym głosie. Niezwykle uroczy, dowcipny człowiek. W dniu koncertu martwimy się czy wszystko się uda, a przede wszystkim czy koncert się odbędzie. Trudne warunki drogowe, korki, nieprzejezdne drogi. Rano zrywa mnie telefon od menadżera. - To co Panie Piotrze odwołujemy, przekładamy? - U nas jest nieźle, przejrzałem Internet, na trasie z Krakowa zima, ale można jechać - próbuję przekonywać. Niech może Pan Zbyszek wcześniej wyjedzie - proponuję. - Dzwonię do Zbyszka i zaraz dam znać. - Jak zwykle w takich sytuacjach chwila dłuży się niemiłosiernie... telefon i słyszę to na co czekałem: - gramy Panie Piotrze - Uff... Około południa telefon: - Tu Zbyszek Wodecki, jadę do Was Panie Piotrze, mam tylko taką prośbę: Jakieś dwa miękkie krzesła, żebym mógł się przespać, nogi rozprostować, stary już jestem.... - A gdzie Pan jest ? - Za Łodzią, za półtorej godzinki będę. - Udało się dwa krzesła i nawet łóżko załatwić :) Co mnie ujęło podczas spotkania z Nim. Bezpośredniość. Zaczęliśmy rozmawiać jakbyśmy się już znali. Scenka z garderoby: - No co Panie Piotrze, po goloneczce? Bierze Pan! Pyszne już jedną zjadłem! - I tak obracając w palcach wędzonkę, ucięliśmy krótką pogawędkę. - (Do zespołu): Chłopaki chodźcie jakie tu żarcie mają pyszne! A koncert... Wiem, że się podobał i to bardzo.